„Dziewczyny, które miał na myśli” – Kazimierz Kyrcz Jr.

Minęło już trochę czasu od ostatniego wpisu na Onibe, ale co się odwlecze to nie uciecze. Czy jakoś tak. Brak nam czasu na Internety, nie czytujemy już blogów i nie prowadzimy naszych, ale na szczęście jeszcze nie wypadliśmy z kulturki. Czytujemy książki, oglądamy filmy. W sumie paroma rzeczami warto byłoby się pochwalić, napisać o nich nim wyparują z głów przemyślenia i wnioski. Ponoć co trafia do Internetu, trafia jakby na kamień. Całkiem możliwe.

Dzisiaj zatem dorzucimy nowy kamyczek do swojego stosiku. Okazja ku temu bardzo przyjemna, bo udało się nam  przeczytać nową (dla nas, w rzeczywistości już mającą swoje na karku) powieść lubianego i osobiście nam znanego polskiego mistrza kryminału i bizarro – Kazimierza Kyrcza Jr. Od sympatii do sympatycznego krakowskiego policjanta się nie odżegnujemy, zresztą kto miał okazję Kyrcza poznać ten wie, że nie lubić go jest sztuką, znacznie większą niż napisanie dobrego kryminału. Z pierwszym przypadkiem problemu nie ma, drugi zaś jest okolicznością wiodącą dzisiejszego wpisu, gdyż Dziewczyny, które miał na myśli to wyjątkowo udany kryminał. Powieść bardzo-Kyrczowa, ale zarazem zupełnie nie-Kyrczowa. Przypominająca smakiem, fakturą i zapachem inne dzieła Krakowianina, zarazem jednak zupełnie od nich inna i jedyna w swoim rodzaju.

 

578830-352x500

Dziewczyny, które miał na myśli

 

Zanim przejdziemy do konstruktywnej i nie do końca obiektywnej krytyki, musimy odnieść się do czegoś, co rzuca się w oko… na pierwszy rzut oka. Czytaj dalej

„Dwie śmierci senory Puccini” czyli nieplanowana wyprawa w mrok

dwieśmierci

Mrok jest groźny, mrok jest zły, mrok ma bardzo ostre kły… Nie, to nieprawda. Mrok jest przede wszystkim pociągający. Pociągał i przyciągał Anakina Skywalkera na tyle skutecznie, że ten przystojny (jesteśmy grzeczni, nie prawdomówni) młodzieniec zgodził się nosić czarne pudło na twarzy, byle się z owym mrokiem zsynchronizować. Często wydaje się atrakcyjny także nam, zwyczajnym Kowalskim i Fąfarom, jednak w przeciwieństwie do Niebochoda nie jawi się jako zdolność przesuwania planet i innych przedmiotów niebieskich, lecz po prostu przyzwolenie na naginanie granic. Dwie śmierci senory Puccini to opowieść o grupie zwyczajnych na pozór ludzi, z których każdy nosi w sobie własną, zimną jak międzygwiezdna pustka porcję mroku (kosmiczne odniesienia są w tym przypadku przypadkowe, powieść Stephena Dobynsa to dzieło z kategorii obyczajowej, czy też dramat psychologiczny, nie zaś science fiction). Opowieść zaskakująco wciągająca, momentami hipnotyzująca, ale równocześnie przerażająca i odpychająca. Rodząca wiele wątpliwości, z których niektóre dotyczą nas samych. Budząca dreszcz emocji z gatunku tych, jakie odczuwamy kradnąc pudełko zapałek na lokalnym targu albo „przypadkowo” myląc się przy wydawaniu reszty. Dreszcz, który literatura zapewnia nam stosunkowo rzadko, ale w wielu przypadkach, jeśli już go zapewni, to tytuły książek będących jego nośnikami zapamiętujemy po wsze czasy. Moja lista „mrocznych” powieści obejmuje przede wszystkim dwa tytuły, które wymienić mogę o każdej porze dnia i nocy:  Łaskawe Littella i, jakżeby nie!, Malowanego ptaka Kosińskiego . Niewykluczone, że lista się właśnie wydłużyła. Czytaj dalej

1916 – 2016 Stulecie czołgu

Dzisiejszy wpis – dłuższy niż to było planowane – ma charakter historyczno-technologiczno-militarny. Prawdopodobnie głównie historyczny, ale pozostałe dwa człony też są jakoś reprezentowane. Tak się składa, że czytelnicy Onibe (cała trójka) nie są fanatykami militariów, wojennej technologii, ale może przeżyją niniejszy post. Okazją do jego uczynienia jest stulecie czołgu. Dokładnie wiek temu, 15 września 1916 roku, na polu bitwy nad Sommą pojawiły się pancerne kolosy, które przeraziły obrońców, a choć ostatecznie nie zmieniły kształtu Wielkiej Wojny i nie przyniosły szybkiego triumfu swoim twórcom i zwolennikom, to z pewnością przyczyniły się – zapewne w decydujący sposób – do rozwoju wydarzeń dwadzieścia lat później. Idąc tym tropem można winić czołgi za obraz czasów dzisiejszych, skoro bowiem współczesność jest dzieckiem Drugiej Wojny Światowej, a  czołgi były dłutem, które wyrzeźbiły największy z konfliktów w dziejach, twierdzenie zdaje się być zasadne. Przynajmniej na pewnym poziomie, przy pewnych założeniach i przy pewnych pominięciach (wielu).

Tymczasem zapraszamy Was do poczytania o tym jak czołgi się rodziły i co z tych narodzin przyszło. Wpis, mimo rozmiaru, jest skrótowy – nie dało się w nim zawrzeć miliona faktów mających znaczenie, postawiliśmy więc na pojedyncze niuanse. Staraliśmy się by nie był nużący i technologiczny ponad miarę, stąd pewna skrótowość i lakoniczność.

Acha: dzisiejszy post wcale nie oznacza, że zamierzamy się przyznać do fascynacji środkami zabijania ludzi ;-). Wierzcie lub nie, ale brzydka połówka Onibe militariami pasjonuje się wyłącznie o tyle, o ile mają one kontekst historyczny i o tyle, o ile stanowią element większej konstrukcji. Puryści mogą być niepocieszeni, ale nie da się opowiedzieć historii Aleksandra Wielkiego bez wiedzy o hetairoi, zrozumieć sukcesów Napoleona bez docenienia historii artylerii, nie da się też opisać dwudziestego wieku bez choćby minimalnej wiedzy o samolotach, czołgach, okrętach i karabinach maszynowych. Czołg bowiem, czy tego chcemy czy nie, jest konstruktem kulturowym i cywilizacyjnym: narzędziem, którego cywilizacja nie wypluła przypadkiem, ale raczej stopniem drabiny, po której homo sapiens wspina się ku wielkiemu przeznaczeniu / własnej zagładzie.

Te czołgi dzieli nieco mniej niż sto lat, gdyż widoczny po lewej Mark IV pojawił się dopiero w 1917 roku, z kolei Challgenger II pojawił się na stanie Armii Brytyjskiej w 1994 roku, jednak zdjęcie nieźle ukazuje porównanie najstarszej i niemal najnowszej generacji czołgów...

Te czołgi dzieli nieco mniej niż sto lat, gdyż widoczny po lewej Mark IV pojawił się dopiero w 1917 roku, z kolei Challgenger II pojawił się na stanie Armii Brytyjskiej w 1994 roku, jednak zdjęcie nieźle ukazuje porównanie najstarszej i niemal najnowszej generacji czołgów…

Czytaj dalej

Jerzy Kosiński – „Wystarczy być”

kosiński wystarczy być

Malowany ptak Jerzego Kosińskiego to jedna z najważniejszych powieści jakie przeczytałem. Tak, wiem: w obliczu wszystkich kontrowersji wokół tego tytułu być może lepiej nie wspominać najsłynniejszego dzieła Kosińskiego, jednak pozostaje faktem, że Malowany ptak ma w sobie moc pocisku przeciwpancernego. Przebija się przez ścianę czytelniczego doświadczenia i eksploduje wewnątrz umysłu, tnąc milionem rykoszetów. I nic już nie jest takie samo. Ale Kosiński to przecież nie tylko Malowany ptak. Kosiński to także – obok wielu innych powieści (w sumie: dwunastu) – także Wystarczy być.

Jerzy Kosiński, zdjęcie z 1973 roku.

Jerzy Kosiński, zdjęcie z 1973 roku.

Pierwszy kontakt z tą opowieścią miałem wiele, wiele lat temu, jeszcze przed Malowanym ptakiem, chyba nawet w podstawówce. Dziwne? Niekoniecznie, raczej zabawne, gdyż Wystarczy być w postaci filmu próbowałem obejrzeć z uwagi na osobę odtwórcy głównej roli, mianowicie Petera Sellersa, w owym czasie kojarzonego przeze mnie… jako oczywiście detektywa Clouseau. Cóż, to była bardzo zwodnicza ścieżka ;-). Mimo, iż film nie przypadł mi do gustu (jakże mogło być inaczej, skoro oczekiwałem czegoś pokroju Różowej Pantery?), to zapamiętałem smutnego, milczącego Sellersa wyruszającego na podbój nieznanego sobie świata z telewizorem pod pachą. Głowy jednak nie dam, że on ten telewizor rzeczywiście targał, zapewne jest to nadpisanie wspomnień, ale co tam 😉 Czytaj dalej

Mary Westmacott czyli Agatha Christie w przebraniu – dwie recenzje

O Agacie Christie słyszał każdy, a wielu nawet miało przyjemność czytać którąś z jej powieści. Statystycznie rzecz ujmując sztuka ta musiała się udać sporej części ludzkości, skoro jej biografowie podpowiadają, że łączny nakład jej powieści przekroczył dwa miliardy… Znacznie węższa jest grupa czytelników rozpoznających także imię i nazwisko Mary Westmacott. Nie tak dawno temu sami nie wiedzieliśmy kim jest ta pani. Po tym wstępie chyba nie musimy przechodzić do konkluzji, mianowicie stwierdzenia, że Christie i Westmacott to oczywiście jedna i ta sama osoba! Truizm zaliczony, przejdźmy do szczegółów.Agatha Christie, surrounded by some of her 80-plus crime novels.

Agata Christie zasłynęła jako autorka doskonałych, bardzo inteligentnych kryminałów. Matka Herculesa Poirot, panny Marple, Tommiego i Tuppence nie była jednak przez całe życie wierna gatunkowi, który wyniósł ją na wyżyny. Parokrotnie zdradziła kryminał z… powieścią obyczajową. Tak jest, to nie błąd. Właśnie obyczajówki. Rzeczywistym błędem byłoby przekonanie, że stworzone pod pseudonimem Mary Westmacott powieści były nudnymi romansidłami, czy też książkami o niczym (niestety, można odnieść wrażenie, że takie właśnie bywają liczne obyczajówki) – oj byłby to spory błąd. Wyobraźcie sobie bowiem co w sferze obyczajowości (tudzież romansowości) może stworzyć mózg przywykły do perfekcyjnej precyzji, niuansów psychologicznych i bezwzględnej dbałości o szczegóły!

A skoro o szczegółach mowa, to rzućmy okiem na dwie z sześciu powieści Mary, czyli na te, które przeczytaliśmy. Kolejne wkrótce 😉

653557-roza-i-cis

Pierwsza w nasze rączki wpadła Róża i cis. Przeczytana została już jakiś czas temu, więc recenzja mocno retrospektywna. W formie retrospekcji poznajemy także opowieść o Johnie Gabrielu i Isabelli Charteris. Narratorem jest Hugh Norreys, poproszony o odwiedzenie umierającego Gabriela, dawnego znajomego. To spotkanie przywołuje liczne wspomnieniach oraz wzbudza skrajne emocje. Z nich zaś wyłania się historia znajomości Johna z Isabellą. Historia trudna, brutalna, nieprzyjemna. Isabella, arystokratka, delikatna róża i wywodzący się z gminu cis-John wpadają w sidła (domniemanej?) miłości, która nie może przynieść dobrych owoców. Czytaj dalej

Recenzja książki „Pan Whicher w Warszawie”

Pan Whicher w Warszawie (2)

Jednym z powodów dla którego zawiesiliśmy owocną i przyjemną współpracę z Gildią Literatury był rosnący stos książek spoza puli recenzenckiej. Dostawanie kniżek za darmo jest fajne, ale chyba jednak preferujemy łażenie po księgarniach, macanie okładek i stresowanie się myślami, że na wszystko nas nie stać, zatem coś trzeba wybrać. I to właśnie te ciężkie wybory sprawiły, że czeka na nas kilkadziesiąt pozycji do lektury. Czasu ostatnio jak na lekarstwo, stąd i na czytanie mniej go poświęcić można (jeszcze mniej na Internet, stąd spore u nas zaległości w odwiedzaniu ulubionych blogów), ale powoli zagłębiamy się w nieprzebrane zasoby zadrukowanego fabułą papieru.

Dzisiaj chcielibyśmy podzielić się kilkoma uwagami na temat powieści, która wpadła nam w ręce bardzo niedawno, a główną motywacją do jej zakupu była wysoka przecena w Matrasie, a która okazała się wyjątkowo przyjemnym rozczarowaniem. Kryminał, historia, niska cena – ten układ brzmiał obiecująco i w ten sposób któregoś wieczoru wylądowaliśmy z Panem Whicherem w Warszawie w ręku. Jest to dzieło aż dwojga autorów: Agnieszki Chodkowskiej-Gyurics oraz Tomasza Bochińskiego. Czytaj dalej

Rosja jak kromka chleba

Reflektorem w mrok - logoAlice z bloga Bo świat jest ciekawy wywołała nas do odpowiedzi w temacie co wiemy o Rosji. Tak naprawdę niewiele, ale wszak po to się człowiek męczy z tymi swoimi blogami, aby mieć gdzie sobie pogadać, prawda? No więc oto krótkie zestawienie – w dziesięć ujęte punktów – naszych wiadomości o Rosji. Ostrzegamy: z głowy, więc może nie do końca zgodnie z rzeczywistością ;-P. A skoro z głowy, to i bez liczb, statystyk, konkretów, coby zbyt mocno w błąd nie wprowadzać. Wystarczy, że wprowadzimy jeno umiarkowanie ;-). Lets start!

Po pierwsze. Rosja to państwo od dawien dawna aspirujące do miana mocarstwa słowiańskiego, jednak w praktyce, jest to państwo bardzo multi-kulti, o czym się zastanawiająco rzadko wspomina. Ilekroć myślimy o Rosjanach, na myśl przychodzą nam sympatyczne a szczere słowiańskie twarze, ewentualnie wielkie postury „dalekich”, syberyjskich obywateli tego ogromnego państwa, różnych tam Ałtajczyków i Jagutów. A przecież Rosja to ogromna populacja wyznawców Islamu! Południowe rubieże tego kraju są szczególnie mało słowiańskie. Jeśli doliczymy poszczególne grupy plemienno-etniczne z dalekiego wschodu, to wyjdzie nam wynik, o jakim większość multikulturowych państw z światłego i nowoczesnego Zachodu mogłaby jedynie pomarzyć! W pewnym sensie docenić można fakt, że Rosjanie umiejętnie (no, z tymi umiejętnościami to bywało różnie) włączali do swojego Imperium rozmaite ludy – szło im chyba lepiej niż Amerykanom, którzy po prostu wytępili rodzimych mieszkańców własnego kontynentu i następnie zajęli ich miejsce (niedobitkom pozwolono, co prawda, egzystować gdzieś, gdzie nie przeszkadzali). Dyskretnie trzymając w cieniu „subtelne” metody konwersyjne stosowane przez Rosjan – najpierw carskich, później sowieckich – moglibyśmy pokusić się o stwierdzenie, że w tym punkcie programu nasi wschodni sąsiedzi wygrywają z Jankesami!

Czytaj dalej

Polska jako zielona wyspa, czyli interesujący wywiad z Profesorem Belką

Reflektorem w mrok

Ostatni nasz wpis przytaczał interesujący, ale niezbyt optymistyczny w treści wywiad z profesorem Kuźniarem. Dzisiaj, w ramach walki z narastającym pesymizmem, chcielibyśmy zachęcić Was do lektury równie ciekawego, ale znacznie przyjemniejszego wywiadu, którego dla Forbes’a udzielił profesor Marek Belka.

Łódzki ekonomista wypowiedział się o wielu sprawach, które stanowią obecnie języczek u politycznej wagi. Co ciekawe: starannie pominął tematy nie ze swojej parafii (za co należy mu się szczery podziw, wszak rzadki to przypadek, aby polityk pomijał okazję wbicia szpili w balonika, nawet jeśli zarówno szpilka jak i balonik są mu technologiami nieznanymi), przystępnie acz profesjonalnie odnosząc się do spraw z pogranicza wielkich, średnich i małych finansów. Wywiad jest długi, ale warto go przeczytać, także z uwagi na bardzo wyważone, uczciwe opinie. Nie da się ukryć, że kolekcjonujemy takie dialogi ;-).

Ale, ale… miało być optymistycznie, no to zacytujmy (wyrywając wprawdzie z kontekstu):

– My nawet sobie nie zdajemy sprawę w jak dobrej kondycji jest nasza gospodarka.

Miło? Miło 😉

-Kim Pan jest, jakby się Pan określił? Lewicowcem, państwowcem?

-Jestem „oświeconym nacjonalistą”, człowiekiem, który pęka z dumy jak się mówi o Polsce dobrze. Jak jesteśmy dynamiczni i mądrzy. Jak nie robimy z siebie Chrystusa narodów, ale zachowujemy luz i dystans do siebie. A jak jeszcze nie boimy się opowiadać Polish jokes, to wtedy z lekkim poczuciem wyższości zaczynam patrzeć prosto w oczy Anglikowi czy Francuzowi. Ja jestem chory na Polskę, ale oczywiście w inny sposób niż ten kibolski patriotyzm.

 

Czytaj dalej

Prognoza pogody dla świata znowu zła…

Reflektorem w mrokO tym, że źle się dzieje na świecie wiadomo już od jakiegoś czasu. Niby zawsze się dzieje źle, wszak na tym polega historia, ale czasami bywa gorzej niż lepiej, innym z kolei razem jest lepiej niż gorzej. Kończy się właśnie okres, kiedy było lepiej, zaczyna się jazda w dół. Prognozy długoterminowe dla świata są niekorzystne. W najlepszym przypadku będzie zimno i deszczowo, w najgorszym… nie ominą nas burze. Takie, po których świat budzi się w innym kształcie. Wspomnieć można chociażby Brexit, wydarzenie z gatunku tajemniczych, o nieznanych jeszcze reperkusjach.

Ale, ale… nie zamierzamy przynudzać. W gruncie rzeczy chcielibyśmy odesłać do interesującego wywiadu, który naszym zdaniem – mimo krótkiej formy i szeregu skrótów myślowych – nieźle utrafia w sedno rzeczy. Rozmówcą Newsweeka (bo dla tego medium przeprowadzono wywiad) był profesor Roman Kuźniar – dawny dyrektor PISMu (Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych) i doradca byłego prezydenta RP.

– […] gdzie i kiedy pogoda dla Polski i Europy zaczęła się psuć?
– Źródeł można szukać w drugiej wojnie w Zatoce Perskiej. Amerykańska napaść na Irak uruchomiła reakcję łańcuchową. Stany Zjednoczone – dotąd łagodny „globalny szeryf” – tracą wówczas wiarygodność, bo wykorzystują swoje przywództwo do bezkarnej napaści na inny kraj. To miała być z ich strony demonstracja: jeśli ktoś będzie się zachowywał jak Saddam Husajn, skończy jak on. George Bush ogłasza istnienie „osi zła”. To, prócz Iraku, Iran i Korea Północna. Skoro na pierwszy z tych krajów napadł, to co robią dwa pozostałe? To logiczne i do przewidzenia – zaczynają się zbroić.

Pełen wywiad przeczytacie TUTAJ. Zapraszamy do lektury, nawet jeśli polityka nie jest Waszym hobby ;-). W zalewie medialnych bzdur kilka cennych i wyważonych, a przede wszystkim, dobrze uzasadnionych uwag stanowi bezcenną odskocznię do zrozumienia 😉

„City 3” już jest, a w niej my jesteśmy ;-P

city 3Onibe jakby nieco umarło, a to głównie z racji na to, że umarł nam tak zwany czas wolny, który i tak już od dłuższego czasu był niewolny, acz ze skłonnością do rebelii. Parę rzeczy piszemy, w pocie i znoju, więc wkrótce jakaś nowa publikacja nastąpi, tymczasem jednak zaczniemy od pochwalenia się.

Dostępna w sprzedaży jest już antologia City 3 – jest to zbiór opowiadań grozy miejskiej. Obok szeregu fajnych autorów – wymienię tylko Kaza Kyrcza Jr. i Marka Grzywacza, z którymi współpracujemy przy niedobrych literkach – pojawił się tam także nasz tekst. Opowiadanie Ekosystem nie jest na tyle wybitne byśmy zachęcali do zakupu książeczki właśnie dla niego, azaliż aczkolwiek, jeśli już ją nabędziecie metodą kupna, to poświęćcie na jego lekturę parę minutek ;-).

Feedback w dowolnej formie mile widziany, także negatywny.

Przy okazji usłużnie donosimy, że trwa nabór do czwartej antologii City, która będzie się nazywała – co za niespodzianka – City 4. Znamy już okładkę, zawartości jeszcze nie.

city 4

O City 3 możecie przeczytać tutaj, tam też możecie antologię nabyć. Z kolei o konkursie przeczytacie na stronie wydawnictwa Forma tutaj. Oszywiście też będziemy swoich sił próbowali.