„Dziewczyny, które miał na myśli” – Kazimierz Kyrcz Jr.

Minęło już trochę czasu od ostatniego wpisu na Onibe, ale co się odwlecze to nie uciecze. Czy jakoś tak. Brak nam czasu na Internety, nie czytujemy już blogów i nie prowadzimy naszych, ale na szczęście jeszcze nie wypadliśmy z kulturki. Czytujemy książki, oglądamy filmy. W sumie paroma rzeczami warto byłoby się pochwalić, napisać o nich nim wyparują z głów przemyślenia i wnioski. Ponoć co trafia do Internetu, trafia jakby na kamień. Całkiem możliwe.

Dzisiaj zatem dorzucimy nowy kamyczek do swojego stosiku. Okazja ku temu bardzo przyjemna, bo udało się nam  przeczytać nową (dla nas, w rzeczywistości już mającą swoje na karku) powieść lubianego i osobiście nam znanego polskiego mistrza kryminału i bizarro – Kazimierza Kyrcza Jr. Od sympatii do sympatycznego krakowskiego policjanta się nie odżegnujemy, zresztą kto miał okazję Kyrcza poznać ten wie, że nie lubić go jest sztuką, znacznie większą niż napisanie dobrego kryminału. Z pierwszym przypadkiem problemu nie ma, drugi zaś jest okolicznością wiodącą dzisiejszego wpisu, gdyż Dziewczyny, które miał na myśli to wyjątkowo udany kryminał. Powieść bardzo-Kyrczowa, ale zarazem zupełnie nie-Kyrczowa. Przypominająca smakiem, fakturą i zapachem inne dzieła Krakowianina, zarazem jednak zupełnie od nich inna i jedyna w swoim rodzaju.

 

578830-352x500

Dziewczyny, które miał na myśli

 

Zanim przejdziemy do konstruktywnej i nie do końca obiektywnej krytyki, musimy odnieść się do czegoś, co rzuca się w oko… na pierwszy rzut oka. Okładka, znaczy się. Problem stary jak świat, czyli sprowadzający się do seksu lub pieniędzy. Koniec końców do pieniędzy, bo przecież seks się też do nich sprowadza. Polskie wydawnictwa – przynajmniej te mniejsze, niszowe, kanapowe – od zawsze cierpią na niedostatek funduszy i siłą rzeczy tną koszty na te elementy, które przyciąć się da. Na okładce coś oszczędzić można, jednak nie zawsze jest to sensowna (nie)inwestycja. W tym przypadku lepiej byłoby jeszcze oszczędzić parę groszy i pójść na konkretny minimal: jednolita czarna plansza z białymi literami mogłaby spodobać się bardziej niż obecne, cokolwiek kiczowe rozwiązanie. Detal, jasna sprawa, ale my zawsze lubiliśmy na detale zwracać uwagę. Zwłaszcza te detale. Bo okładka jest pierwszą zachętą do sięgnięcia w głąb. Pierwszą po nazwisku autora, które tutaj na szczęście stanowi znaczącą i pozytywną przeciwwagę. Dobra. Okładkowe veto odnotowane, przejdźmy do tego co poniżej.

A poniżej jest ciekawie. Cokolwiek strasznie, ale ciekawie. W Lasku Wolskim pewien przechodzień odnajduje ciało samobójczyni. Sprawę zgłasza policji. Traf chce, że policjant przyjmujący zgłoszenie nieco później przyjmuje zgłoszenie kradzieży od znanej i cenionej krakowskiej malarki. W ten sposób poznajemy trójkę głównych bohaterów – właściwie dwóch bohaterów i jedną heroinę. W tym trójkącie rozegra się większa część literackiego dramatu. Przechodzień to Borys, artysta-rzemieślnik, twórca wspaniałych witraży. Malarka to Oliwia. Policjant ma na imię Sebastian. Jest jeszcze czwarta osoba na liście dramatis personae – morderca, nożownik, ochrzczony przez media chwytliwym nickiem Szpikulec. W bardzo dużym uproszczeniu moglibyśmy powiedzieć, że Szpikulec poluje na krakowskie prostytutki, z kolei Sebastian poluje na Szpikulca. Oliwia zdaje się polować na Borysa, który rychło wpada w jej sidła i zostaje opętany złotym drutem kolczastym. Na kogo zaś poluje Borys? To już bardziej skomplikowane.

W rzeczy samej skomplikowane okażą się także pozornie oczywiste i banalne relacje pomiędzy wszystkimi bohaterami, ale i ich stosunek do fabuły. Nie możemy zbyt wiele zdradzić, bo spojlery nie są mile widziane, jednak Dziewczyny, które miał na myśli nie są klasycznym kryminałem, w którym ten dobry – glina – ściga tego złego – zabójcę. Kyrcz nie raz i nie dwa udowodnił już, że potrafi wykazać się literackim cynizmem, skutecznie łamiąc szablony i to właśnie czyni w tej powieści. Wkrótce pościg za Szpikulcem przestaje mieć znaczenie, jest właściwie rodzajem ściemy dla mediów i przełożonych, a znane już nam postaci prowadzą własne interesy, nierzadko krzyżujące się w zadziwiających punktach.

Szkoda, naprawdę szkoda, że nie wypada zdradzić wszystkiego. Warto jednak uprzedzić czytelników, że autor odpowiedzialny w pewnym sensie za polską scenę bizarro, nie będzie oszczędzał poczucia przyzwoitości czy wyczucia etyki czytelników. Dziewczyny, które miał na myśli to wyprawa do świata, w którym granice i zasady obowiązują na pokaz, a tuż pod powierzchnią czarnej jak smoła wody snują się macki rozmaitych machinacji.

Ciekawym elementem fabuły są rysy bohaterów – tutaj zresztą stykamy się z dość typowym dla Kyrcza rozwiązaniem, który bardzo, ale to bardzo nie lubi postaci papierowych, jednowymiarowych czy też po prostu dobrych i moralnie jednoznacznych. Być może nawet posuwa się o krok zbyt daleko, malując ciemnymi barwami realistyczny poniekąd, ale przede wszystkim negatywny obraz współczesnego świata. Podobać się może, że jego bohaterowie nie biorą się znikąd i nie są harcerzami. To ludzie doświadczeni, po wielokroć skrzywdzeni. Twardzi, wojowniczy, choć zarazem mający na swoim koncie niejedną przegraną i nie raz zmuszeni do ustępowania pola.

Dziewczyny… to powieść wciągająca, wiele zyskująca dzięki kilku mocnym fabularnym woltom. Zaczynamy jej lekturę z przekonaniem, że wiemy dokąd nas ona doprowadzi, ale później nie możemy się doczekać by dowiedzieć się jak autor wybrnie z sytuacji i gdzie doprowadzą nas rozmaite meandry. Jest w tej powieści coś, co powoduje, że odczuwamy rodzaj guilty pleasure – tak jakby okruchy zła w niej przedstawione łechtały mroczne obszary naszej duszy. Może tak być. Wszak historia (literatury) zna takie przypadki.

Polecamy.

6 thoughts on “„Dziewczyny, które miał na myśli” – Kazimierz Kyrcz Jr.

  1. Oooo, jak się ucieszyłam Waszym wpisem : ) Brakuje mi Was w internetowej przestrzeni pisania.

    Kyrcza czytałam w zasadzie dawno i inne teksty niż ten, o którym piszecie, ale może wrócę do jego twórczości… kiedyś

    Przesyłam Wam słoneczności i życzę wszystkiego dobrego!

    • cześć, dzięki za komentarz. Sama widzisz jak mocno ostatnio blogujemy skoro ponad tydzień potrzebowaliśmy na odkrycie Twojego wpisu 😉

      Serdeczności także dla Ciebie, do… poczytania 😉

  2. Polecam się z Dziewczynami już teraz 🙂 …A Onibe by się rzeczywiście więcej przydało 🙂

Dodaj komentarz