Recenzja książki: Skok# 5: Skok w zagładę
___
Recenzja opublikowana na portalu GILDIA.
Autor powieści: Stephen R. Donaldson
Science fiction / Space opera
Literatura amerykańska
Galaktyka przedstawiona w Skoku w zagładę, czwartym (ostatnim) tomie cyklu Skoki (oryginalnie: The Gap) Stephena R. Donaldsona jest zbyt ciasna dla dwóch rozumnych ras. Ludzie i Amnioni zmierzają powoli ku starciu, które wyłoni jednego, jedynego zwycięzcę (drugie miejsce nie jest przewidziane). Genetyczny imperializm obcych, wsparty przez zaawansowaną technologię i bezwzględny imperatyw dominacji, zdają się – zaskakująco? – ustępować niepohamowanej ludzkiej ambicji i skłonności do intryg. Być może to wewnętrzna rywalizacja pomiędzy przywódcami homo sapiens, a nie manewry flot, okaże się języczkiem u wagi i detonatorem brutalnej wojny: Warden Dios oraz Smok rozstawiają już ostatnie figury na gwiezdnej szachownicy. Jednym z pionków jest Fanfara, okręt kosmiczny na którego pokładzie bohaterowie, z Morną i Angusem na czele, uciekają przed Spokojnymi horyzontami, ogromną jednostką wojenną Amnioni. Min Donner wlatująca w sam środek zamieszania na mostku własnego krążownika to kolejny pionek, ważny, ale możliwy do poświęcenia. Wszystkie – jakże liczne! – wątki splotą się w nieodległym już, spektakularnym finale. Finale rozciągniętym w czasie („trwającym” przez niemal połowę książki) i przestrzeni (od sterroryzowanej przez Amnioni orbity Ziemi, po gorącą siedzibę rządu na Suka Bator). Co zdecyduje o zwycięstwie? Moc laserów i rączość gwiezdnych silników? A może siła słowa, które wszyscy zainteresowani uwolnią z więzów i pozwolą walczyć w trakcie dramatycznej rozprawy przed trybunałem polityków?