Dwójki Onibe Quasiprzewodnik Subiektywny Po Fantastyce

Alice poprosiła nas o podanie kilku tytułów fantastycznych, które warto by uwzględnić w harmonogramie lektur. Znawcami tematu nie jesteśmy, ale przecież zarówno po science fiction jak i fantasy sięgamy chętnie, a i w ciągu wielu lat potyczek z rozmaitą makulaturą zdążyło się nam odłożyć trochę wspomnień na temat konkretnych tytułów. Z uwagi na wrodzone lenistwo, które nie pozwala porządnie wziąć się i dokończyć kilku większych wpisów – m.in. pewnej recenzji filmowej, którą już straszyliśmy dawno temu – postanowiliśmy zrobić z tej odpowiedzi nowy wpis. Dla Alice, dla wszystkich zainteresowanych ale i dla nas samych. Tego podsumowania sami jesteśmy ciekawi.

Acha, jedna rzecz: kolejna część nastąpi ;-). Ta lista nie zamyka tematu. Nie prezentuje nawet dzieł wyłącznie najlepszych. Póki co, zapraszamy do lektury pierwszej piętnastki.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Na początek krótka definicja. Co to jest fantastyka. Co to jest fantasy. Co to jest science fiction. Niby detal, ale w użyciu tzw. powszechnym występują dziwne znaczenia tych wyrazów, a i my sami nie mamy pewności jak to właściwie powinno być. Pojęć używamy w następujący sposób: fantastyka to ogólne określenie na literaturę sci-fi i fantasy; fantasy to węższe określenie na fabuły spod znaku magii, miecza i smoka, tudzież dziewicy go dosiadającej; science fiction (sci-fi) jest najłatwiejsze do zdefiniowania, bowiem oznacza gatunek poświęcony technologicznie i naukowo zdeterminowanym wizjom świata. Na ogół w sci-fi nie występuje magia, ale bywa, że jest inaczej. Jest jeszcze horror, który czasami bywa wrzucany do fantastyki, innym razem traktuje się go jako gatunek osobny. Jak być powinno? Nie wiemy…

Kolejność utworów czasami nieprzypadkowa, czasami przypadkowa ;-). Opisy przy tytule oznaczają przynależność gatunkową (patrz wyżej) oraz informacje o przeznaczeniu danej książki / cyklu. Dla niej to wskazówka, że rzecz spodoba się dziewczynce; dla niego, że przypadnie do gustu chłopcu; dla niej i dla niego – wiadomo ;-). Mamy jeszcze parę haseł: starter – powieść dobra na początek kontaktu z gatunkiem. Must know – jeśli nie znacie tego tytułu, to w pewnych towarzystwach możecie dostać w buzię, więc lepiej mówić, że się go zna i kocha ;-).

Podkreślamy, że jest to przewodnik, nie zaś top 10, acz – oczywiście – dobieramy do niego najbardziej lubiane tytuły.

1. George R. R. Martin – Tuf Wędrowiec [sci-fi; dla niej i dla niego; starter].

Być może ulokowanie tego utworu tak wysoko dla wielu jest zaskoczeniem. Bo przecież, jeśli Martin, to koniecznie, absolutnie, tylko i wyłącznie „Dynastia”… eee… sorki, pomyłka. Nie „Dynastia”, ale niewiele brakuje bo „Pieśń Lodu i Ognia”. Otóż nie. Do „Pieśni” wrócimy, ale za chwilę, na ten moment poświęćmy chwilę „Tufowi”.

Tuf to sympatyczny jegomość, który zostaje wynajęty przez podejrzane indywidua do szaleńczej misji: odnalezienia i przejęcia starego okrętu gwiezdnego, należącego ongiś do Korpusu Ekologicznego (czy jak on tam się zwał). Okręt to nie lada: dowodzący nim człowiek może stworzyć praktycznie dowolną istotę, prosto z molekularnej zupy! Moc i potęga! Jak łatwo się domyślić, Tuf wkręci się w posiadanie okrętu i już wkrótce będzie przemierzał nim galaktykę wzdłuż i wszerz, niosąc dobro i mądre pomysły niemądrym ludziom.

Tekst jest zabawny, bardzo spójny a wysoką pozycję zawdzięcza przede wszystkim jego wartości startowej, tzn. nadaje się wprost idealnie na wprowadzenie do gatunku. To science fiction light, mądre, momentami błyskotliwe, fabularnie interesujące i zwyczajnie wciągające. Polecamy wszystkim, którzy do science fiction przekonać się chcą, niekoniecznie od lemowo-zajdlowej strony.

2. David Weber – Honor Harrington [sci-fi; dla niej i dla niego].

Długi, bardzo długi cykl science fiction, klasyczna space opera, w której wiele się dzieje, a fabuła potrafi przypaść do gustu praktycznie każdemu. To ciekawe, bo HH jest cyklem militarnym, przepełnionym gwiezdnymi potyczkami, opisami technologii itd, ale do tej pory niemal każda osoba, której HH wmusiliśmy, prędzej czy później przyznała, że przy lekturze bawiła się dobrze. Bo prawda jest taka, że Weber pisze powieści uniwersalne: wojna plus miłość, trochę intryg politycznych, trochę intryg towarzyskich, wiele akcji, kapka emocji – z takich cegiełek budowane są dzieła zarówno dla chłopców jak i dla dziewczynek. Tym niemniej, HH polecamy chłopcom przede wszystkim, acz nie wyłącznie.

3. David Weber – Starfire [sci-fi; dla niego].

Kolejny długi, acz nie tak długi cykl militarnego science fiction Davida Webera. Uchodzi za serię nieco mniej udaną, zresztą – de facto – Starfire został porzucony w trakcie, Weberowi skończyły się pomysły nań. A o co chodzi w tej serii? Każdy tom to osobna wojna, toczona przez ludzi i jakieś obce rasy, a czasami także ze sobą (ale w kosmosie). Militarnie świetne, fabularnie… nieco gorzej. Ale fani gatunku zrozumieją, jeśli napiszemy, że książka licząca 700 – 800 stron jest przygodą na jeden wieczór. Tę serię zgłębiała brzydsza połówka Onibe, więc ostatecznie przyznajemy jest status dzieł chłopięcych.

4. Stephen King – Buick 8 [horror; dla niej i dla niego; must know]

Zapewne jedno z lepszych dzieł Kinga. Świetne literacko, bardzo spójne, rewelacyjne klimatycznie. Doskonale się czyta, ale warto pamiętać, że akcji w nim nie ma zbyt wiele. Siłą historii jest nastrój oczekiwania na coś, co ma nastąpić. Sam fakt się już nie liczy, znaczenie ma sposób, w jaki autor przygotowuje czytelnika.

Jest to horror, ale nie sensu stricto. „Buicka” można z powodzeniem ulokować gdzieś pomiędzy mainstreamem bezgatunkowym, a science fiction. I lepiej nie poświęcać zbyt wiele czasu na szukanie konkretnej kategorii.

5. Miroslaw Zamboch – Na ostrzu noża [fantasy; dla niej i dla niego ale bardziej dla niego]

Fantastyka przygodowa. Z założenia męska, jako i męski jest naczelny bohater, zwany Koniaszem. Dużo wartkiej akcji, sporo krwi i przemocy rozumianej szeroko (tudzież wąsko), ale mimo wszystko, jest to tekst niegłupi. Abyśmy się dobrze zrozumieli: nie ma w nim wielkiej filozofii (jest maleńka), nie ma głębokiej nauki (płytkiej też nie), ale tekst napisany jest w sposób nie obrażający inteligencji czytelnika, a to już coś. Czyta się wspaniale – i to dopiero jest coś. Niestety, względnie szybko się zapomina konkretne przygody, choć Koniasz jako taki zapada w pamięć. Pewnie przez tę swoją paskudną mordkę. Albo niewyparzony język. Dodatkowy plus za pochodzenie utworu. Zamboch to czeski pisarz, a więc nasz brat z południa. Dobrze się z takimi jak on bratać. Zamboch z wykształcenia jest… inżynierem fizyki jądrowej. Prawie jak nasz Zajdel, również fizyk jądrowy, który jednak do literatury wkroczył od strony radiologii.

Skoro już przy Zambochu jesteśmy. Nasz brat z południa napisał wiele książek, ale my nie zamierzamy ich wymieniać po kolei. Generalnie, jeśli widzicie coś Zambocha na półce księgarni lub biblioteki, a jesteście w nastroju na coś lekkiego i zabawnego to bierzcie w ciemno. Naszym zdaniem najlepsze jego dzieło to „Mroczny zbawiciel”, nieco cięższe gatunkowo, bardziej science fiction niż fantasy, bardzo przewrotne i z mocnym twistem na końcu.

6. Orson Scott Card – Badacze Czasu [sci-fi; dla niej i dla niego]

Dobrze, że zaznaczyliśmy, że kolejność na liście jest przypadkowa, bowiem umieszczenia Carda na miejscu szóstym w innych okolicznościach byłoby dowodem pewnego niezrównoważenia. Card to jeden z najlepszych piszących współcześnie twórców sci-fi i docenienie go to obowiązek każdego wielbiciela gatunku.

„Badacze czasu” to najlepsza jaką czytaliśmy książka spod znaku historii alternatywnej. Opowiada o grupce naukowców z przyszłości, którzy cofają się do wieku XV, a konkretnie do roku 1492. Mówi Wam coś ta data? Tak, oczywiście: to właśnie wtedy Kolumb odkrył Amerykę i zmienił świat. Card podjął próbę zmienienia tej zmiany. Świetna opowieść, jak zwykle w przypadku Carda: mądra i zastanawiająca.

Acha: oryginalny tytuł zawiera także dodatkowy człon, który sporadycznie bywa tłumaczony na język polski. Nie zdziwcie się zatem, jeśli traficie na „Odkupienie Krzysztofa Kolumba”. To to samo 😉

7. Orson Scott Card – Gra Endera [sci-fi; dla niej i dla niego; starter; must have]

I kolejny Card. Tym razem jego najsłynniejsze dzieło. Opowieść o młodym Andrew Wigginie, który trafia do specjalnej szkoły, gdzieś w kosmosie, gdzie jest szkolony na przyszłego dowódcę floty. Dodajmy jeszcze, że Andrew jest bardzo młody, jest zaledwie chłopcem. Zderzenie dziecięcego świata i świata męskiego, dorosłego, to zagranie genialne, sprzyjające ukazaniu wielu prawd o nas. Dodajmy do tego sporo akcji i fascynującą fabułę. Efektem jest powieść genialna, zasłużenie kultowa. Trzeba ją poznać. Koniecznie.

8. Celia S. Friedman – Trylogia Czarnego Słońca [sci-fi / fantasy; dla niej i dla niego; must have]

C.S. Friedman nie jest postacią bardzo dobrze znaną poza nurtem sci-fi. Źle. Na bycie znaną zasługuje. Jedna z lepszych, żyjących twórców science fiction. W jej książkach widać wyjątkowe połączenie „kobiecego” spojrzenia i pióra, z twardą, core’ową sci-fi. „Trylogia” nie jest łatwa do wczytania się, ale potrafi wciągnąć z kretesem. Jest rokokową, mocno rozgałęzioną opowieścią o odległej planecie skolonizowanej przez ludzi, będącej swego rodzaju żywym organizmem lub bardzo wyrafinowanym ekosystemem. Planeta dostosowała się do ludzi, uczyniła ich częścią siebie. Efekt? Historia ocierająca się o fantasy i magię, ale na wskroś „twarda” gatunkowo. Absolutnie must have.

9. Jack McDevitt – Bezkresny ocean [sci-fi; dla niej i dla niego]

Opowieść o pierwszym kontakcie z obcą cywilizacją, który ma miejsce w bardzo odległej przyszłości, już po skolonizowaniu przez ludzkość wielu światów. W decydującą fazę wkracza eksperyment Latarnia, polegający na jednoczesnym zniszczeniu wielu słońc (zainicjowaniu supernowych), aby wyświetlić w ten sposób na niebie wskazówkę dla potencjalnych obcych. Tyle, że ci już zostali odnalezieni i podjęli działania aby zapobiec ponownemu spotkaniu.

Powieść fabularna, niemalże thriller, bardzo sensownie napisana i niegłupia. Warto przeczytać.

10. Jack McDevitt – Zagłada Księżyca [sci-fi; dla niej i dla niego]

Science fiction katastroficzne. Wielka kometa, potencjalna zagłada Ziemi, niemal pewna zagłada Księżyca. Oraz plan ratunkowy, misja ostatniej szansy. Brzmi jak „Armageddon” i jego pociotki, ale właśnie dlatego wymieniamy tę powieść w naszej liście, bo jest zaskakująco sensowna. Zdecydowanie jedna z lepszych „katastrofówek”, z jakimi mieliśmy do czynienia.

11. Arthur C. Clarke – Dziesięć w skali Richtera [sci-fi; dla niego]

Skoro była „Zagłada Księżyca”, to musi być i „10 w skali Richtera” – kolejny świetny przykład dobrze zrobionej, wciągającej i niegłupiej literatury katastroficznej spod znaku science fiction. Bohaterami powieści są sejsmolodzy i wokół trzęsień ziemi kręci się cała historia. Pomysł z niczego, dobrze zrealizowany, cwano rozłożony w czasie: Clarke nie tylko odbębnia sado-masochistyczny spektakl zniszczenia, ale także portretuje świat niedalekiej przyszłości, zdegenerowany, zdewastowany ekologicznie i ideologicznie. I rozważa co by było, gdyby było. I co, niewykluczone, że będzie…

Acha, ważna sprawa. Jako współautor powieści często wymieniany bywa Mike McQuay, który w rzeczywistości jest… właściwym autorem książki. Napisał ją na podstawie krótkiego skryptu Clarke’a i – niestety – umarł krótko później. Z kolei nazwisko Clarke’a jest znane przede wszystkim dzięki „2001: Odysei Kosmicznej”

12. Guy Gavriel Kay – Pieśń dla Arbonne [fantasy; dla niej; starter]

Pora na odrobinę fantasy, którą to kategorię chcielibyśmy napocząć powieścią o nieco kobiecym charakterze, acz spłodzoną przez faceta. Arbonne to matriarchalna kraina, w której najwięcej do powiedzenia mają kobiece władczynie oraz trubadurzy. Po ciemnej stronie mocy są imperia męskie, mroczne, okrutne, ekspansywne. Brzmi to nieco feministycznie ale bez obawy, rzecz jest naprawdę fajnie skonstruowana i świat przedstawiony przekonuje. A nawet wciąga.

13. Jacek Piekara – Młot na czarownice [fantasy; dla niej i dla niego; starter]

Piekara to nasz, polski Zamboch. Pisze o świecie nieco alternatywnym, ale zdrowo pachnącym średniowieczną rzeczywistością. Bohaterem Piekary jest Mordimer Medderdin, uroczy inkwizytor, którego nie sposób nie polubić. Niezła fabuła, dobre poczucie humoru, odpowiedni dystans do tematu i… mamy świetne czytadło, które nie rości sobie wielkich pretensji, ale za to wciąga jak cholera.

14. Jacek Komuda – Czarna bandera [fantasy; dla niego; marynistyka]

„Czarna bandera” to druga, po „Galeonach wojny” opowieść marynistyczna Komudy, mocno osadzona w klimatach fantastycznych. Akcja została przeniesiona na słoneczne Karaiby, rojne od piratów, pełne skarbów i dziwnych potworów. Historia nieco brutalna, jak przystało na rzecz o rozbójnikach. Dla wielbicieli marynistyki – niekoniecznie konserwatywnych – must have. Dla czytelników z pozostałych balkonów: niezła ciekawostka, nad którą warto się zastanowić.

15. Mike Carey – Mój własny diabeł [fantasy; dla niej i dla niego]

Kolejna pozycja z grupy tzw. lekkich. Bohater powieści, Felix Castor, to egzorcysta, który nagle ma całkiem sporo roboty – odkąd zmarli zaczęli ożywiać, a duchy podjęły decyzję o ukazaniu się nawet niedowiarkom. Castor jest zarazem detektywem i to chyba właśnie ten element decyduje o fakcie, że „Mój własny diabeł” i cała reszta serii przypadły nam do gust. Nie, żebyśmy chcieli się zabijać o tę książeczkę, ale do przeczytania w sam raz. Rozważamy czy uznać ją za starter, ale… ostatecznie nie. Jest zbyt banalna aby wdrożyć w gatunek; nadaje się raczej na odpoczynek dla doświadczonych koneserów 😉

15 thoughts on “Dwójki Onibe Quasiprzewodnik Subiektywny Po Fantastyce

  1. Po pierwsze dzięki za listę!:-) Nie tylko tytuły, autorzy, ale jeszcze komentarze – świetnie;) Czytałam kiedyś treściwy i ciekawy artykuł zw. z tym, co dokładnie kryje się pod określonymi terminami. I jak się okazuje sama terminologia jest tematem wielu dyskusji i sporów. Jak go znajdę do podlinkuję. A co do horrorów to opinii słyszałam tyle, ile specjalistów:d Jeśli sama miałabym wskazywać jego miejsce to bardziej skłaniałabym się jako ku oddzielnej bajce, gatunkowi, który w swoim konkretnym podgatunku może mieć pewne znamiona np. szeroko pojetej fantastyki, ale jest tworem wyrosłym na innych korzeniach. No, ale bardzo często po prostu podpinany jest jak taka sierotka to braci fantastycznej.
    Patrząc na Waszą listę to większości książek nie czytałam. „Tuf wędrowiec” czeka już od pewnego czasu na lekturę. Póki co Martina znam od strony cyklu „Pieśni Lodu i Ognia”. W tej chwili czytając Wasze komentarze z chęcią sięgnę po „Badaczy czasu”, „Grę Endera”, „Trylogię czarnego słońca”. „Zagładę księżyca” i „Dziesięć w skali Richtera”.

    • z horrorami to faktycznie bywa różnie, ale z uwagi na występujące w nich niesamowitości, jest w jakimś stopniu zasadne czemu są wrzucane do fantastyki. Z drugiej strony: kategoriami nie ma co się przejmować, bo to tylko jakaś ogólna metoda uporządkowania tego bagienka 😉

      co do Twoich wyborów: bardzo sensowne. Żadna z tych pozycji nie powinna Cię rozczarować, każda jest warta poświęconego czasu. I, co więcej, uporządkowałbym je właśnie w podanej przez Ciebie kolejności – pierwsza trójka to Badacze, Gra Endera i Trylogia Czarnego Słońca, druga dwójka: Zagłada księżyca i Richter.

      • To prawda, że kategoriami nie ma co się przejmować, najlepiej dzielić książki na te dobre, przeciętniaki i złe, ale czasem fajnie podłubać w szczegółach;)
        Już niebawem zacznę polować na książki, które sobie wybrałam z tej listy;D

  2. Brakuje mi czegoś…. czegokolwiek od Dukaja. Najlepszego polskiego obecnie aktywnego pisarza SF. Choć nie śledzę rynku na bieżąco, to jestem w stanie postawić wiele na tezę, że nie ma u nas nikogo lepszego. Inna sprawa, że jego twórczość do łatwych nie należy i początkujący fani fantastyki mogliby się do niej zrazić.

    • jasne, Dukaj jest w czołówce, ale czy najlepszy? Nie powiedziałbym. Dukaj tworzy w bardzo wąskim gettcie sub-science-fiction i praktycznie nie ma konkurencji. Niewielu w ogóle próbuje wchodzić w jego klimaty, stąd nie ma porównania. Ale jest kilku zagranicznych pisarzy, którzy radzą sobie lepiej od niego – co oczywiście jest kwestią gustu. Tak czy siak, Dukaj z pewnością trafi do zestawienia. Zauważ, że póki co brakuje także Lema, Zajdla i paru innych pewniaków. To tylko część pierwsza, a kolejne nastąpią 😉

  3. Większość z książek czytałem, bardzo podobają mi się komentarze do nich:)

    Muszę spróbować tego Martina. Już któryś raz natykam się na bardzo pochlebne opinie o „Tufie…”.

    I weź tu człowieku znajdź czas na życie, jak tyle książek to przeczytania:(

    • Martina polecamy, jest sympatyczny 😉

      miło, że się spodobało nasze zestawienie… kolejne, jako było powiedziane, nastąpi. Co do życia… jest przereklamowane. Po co żyć, skoro tyle rzeczy do przeczytania jest 😉

Dodaj odpowiedź do Onibe Anuluj pisanie odpowiedzi