Recenzja książki „Wypędzony” Jacka Inglota

Wypedzony_okladkaDzisiaj na Onibe nietypowo. Zamiast biuletynu z naszymi recenzjami z Gildii proponujemy… pelnowymiarową recenzję w wydaniu ekskluzywnym, specjalnie dla Onibe przez Onibe sprokurowaną ;-). Powody takiego odstępstwa od normy są dwa. Po pierwsze… lenistwo sprawiło, iż niczego dla Gildii stworzyć się nam nie udało. Po drugie, lektura „Wypędzonego” jak i recenzja książki stanowiły przygotowania do wywiadu z Autorem, który zrealizowaliśmy dla Qfantu.

Wkrótce pochwalimy się samym wywiadem – zapewniamy z wyprzedzeniem, że bardzo ciekawym dzięki naszemu rozmówcy – tymczasem zaś zapraszamy do lektury recenzji „Wypędzonego”.

Tytuł książki: Wypędzony

  • Autor -> Jacek Inglot
  • Kategoria -> powieść rozliczeniowo-wojenno-kryminalna
  • Krótki opis -> Rok 1945. Jan Korzycki – uciekający przed UB żołnierz akowskiego podziemia, trafia do Wrocławia, w sam środek powojennego chaosu. Choć Niemcy już skapitulowały, to tutaj wojna się jeszcze nie skończyła. Niedobitki SS stawiają opór Rosjanom i Polakom, szabrownicy rozkradają płonące jeszcze miasto, a nowa, radziecka władza próbuje się umościć na ciepłych ruinach.
  • Werdykt recenzencki -> dobrze rozegrana powieść rozliczeniowa, ani nadmiernie ciężka, ani banalna. Jacek Inglot ani nie zagrzebał trudnych kwestii pod dywanem, ani nie popadł w ekstremizm. Rzecz interesująca w lekturze.
  • Recenzja ->

Przyznam uczciwie: do Wrocławia mnie ciągnie. Przyznam uczciwie: nie wiem dlaczego. Właściwie to Wrocławia nie znam, może z widzenia – z tych kilkudziesięciu razy spędzonych w korkach, których zaliczanie było obowiązkiem każdego tranzytowego kierowcy przed nastaniem nowej obwodnicy. A jednak gotów jestem krzyczeć, tupać nogami i machać flagami, wszystko to w imię uznania Wrocławia za najbardziej wartościową metropolię w tym pięknym kraju. Cóż, wpadłem w sidła dobrego marketingu. Oj, potrafi się ten nasz Wrocek promować, potrafi. Na różnych poziomach, także literacko. Niewiele miast na świecie, jeszcze mniej w Polsce, ma tak dobry image, tak chętnie jest wykorzystywane przez pisarzy i z taką miłością bywa opiewane. Do grona piewców wrocławskiej niezwykłości dołączył właśnie kolejny twórca: Jacek Inglot.

Inglotowi zdarzało się już wcześniej lokować akcję wydarzeń w stolicy Dolnego Śląska, ale tym razem poszedł na całość. „Wypędzony” to historia, w której Wrocław jest głównym bohaterem, a właściwie jednym z dwóch. Ludzkim partnerem Wrocławia jest Jan Korzycki. Jana Korzyckiego i Wrocław łączy wiele. Na sam przód to, że jakoś tak ku sobie zgrawitowali – człowiek i miasto. Następnie to, że obaj bohaterowie mają historię – dramatyczną, fascynującą i niebezpieczną – która dziwnym zrządzeniem losu nie pasuje do bieżącego zapotrzebowania. Zapomniałem wspomnieć o ważnym detalu. Wydarzenia przedstawione w powieści mają miejsce w 1945 roku, dosłownie tygodnie po zakończeniu drugiej wojny światowej, w swoistym interregnum: pomiędzy wojną a pokojem, pomiędzy erodującą, ustępującą pod naporem dziejowego walca niemieckością Dolnego Śląska, a powstającą z pyłów jego nową, świeżą i obcą jeszcze polskością (cokolwiek absurdalnie okraszoną hasłem „przywracania polskości”). Dziwny to był czas, prawdziwie magiczny i jak żadne inne miejsce na świecie pasuje do tego właśnie ów magiczny Breslau-Wrocław.

Korzycki, jak już zostało wspomniane, jest byłym AK-owcem, ale pytanie brzmi, czy rzeczywiście istnieje coś takiego jak były AK-owiec? W literaturze i kulturze nie, bowiem AK to nie tylko paramilitarna formacja podziemna, ale i stan duszy oraz przynależność do określonego czasu, miejsca i filozofii. AK-owcy to ludzie ancien regime, ostatnie okruchy starego, sanacyjnego świata międzywojennego. Pamiętający niepodległość, a nawet quasi-mocarstwowość Drugiej Rzeczypospolitej. Ideowcy, patrioci, diamenty o kalibrze w sam raz odpowiednim do tego, by strzelać nimi choćby z procy. Czy tacy ludzie mogą wtopić się w szary, absurdalny świat PRL-u? Czy mogą zaakceptować marionetkową wolność pod lufami radzieckich soldatów? Czy mogą wreszcie żyć dalej swoimi złudzeniami (już-złudzeniami), zdradzeni przez wszystkich wokoło?

Korzycki próbuje się uwolnić od tego bagażu. Ucieka z rąk bezpieki, ale czuje na karku oddech ogarów. Traci grunt pod nogami jak wielu innych Polaków w świecie, który staje na głowie: odwieczne polskie ziemie stają się nagle terytorium wrogim, utraconym, a pozorów bezpieczeństwa szukać można na ziemiach uprzednio wrogich. Szukając spokojnego kąta Korzycki przemierza zrujnowany kraj, by trafić do zrujnowanego Wrocławia, gdzie staje się człowiekiem nowej władzy. Wstąpienie do MO jest działaniem taktycznym, pozornym, mającym zyskać dla niego czas, lecz przecież: symbolicznym. Oficer AK sierżantem Milicji Obywatelskiej? Na tym paradoksów nie koniec, bowiem Korzycki próbuje jednak przemycić do nowego, dziwnego świata fizykę starego. Broni breslauerskich Niemców przed Polakami – szabrownikami. Nawiązuje nawet romans z młodą Niemką – tworzą związek doskonale ilustrujący bezsilność dwójki wypędzonych, skazanych na tułaczkę po obcych kątach. Korzycki z ubeckim mieczem Damoklesa nad głową nie jest panem własnego losu w już-swoim-ale-nie-swoim Wrocławiu, ona jest i będzie nikim w już-nie-swoim-ale-swoim Breslau. Co z tego, że Korzycki staje się częścią systemu, skoro nie do końca: nie wikła się w kradzież i rozbiór niemieckiego mienia, nie próbuje odegrać się na tych, z którymi ongiś walczył, kryjąc się po lasach. Nie będzie bliski dawnym wrogom, nie staje się bliski nowym braciom. Ot, jeden z Kolumbów, może tylko zbyt posunięty wiekiem, by czuć przynależność choćby i do tej grupy rozbitków.

Jakim typem powieści jest „Wypędzony”? Na pewno nie kryminałem, choć przecież wątek kryminalny został w tekście rozpuszczony. To tylko zmyłka, dodatkowy kolor w bogatej palecie barw. I bynajmniej nie kolor dominujący. Nie jest to także typowa literatura wojenna: wszak wojna na kartach powieści już się skończyła. Wypalone ruiny i strzelaniny z bandydami-szabrownikami to za mało na taki a nie inny przydział gatunkowy. Opowieść rozliczeniowa? To dość sensowna propozycja, bowiem bohaterowie „Wypędzonego” bardzo dużo czasu spędzają na dywagowaniu o przyszłości i przeszłości, o swoim miejscu w historycznej układance, o krzywdach, o winach, o odkupieniu, o karze, o sprawiedliwości, a jeszcze częściej: o niesprawiedliwości. Po prawdzie: nie jest tak, że siedzą przy piwie i gadają o tym, co im się w życiu nie udało. Inglot bardzo umiejętnie przemycił potężny ładunek przemyśleń do tekstu stosunkowo lekkiego w eksploracji, przyjemnego w lekturze i – co ciekawe – wcale niekłopotliwego. Owszem, autor ustami Korzyckiego, Żyda Zimmera i szeregu wywlekanych ze swojego życia Niemców rzuca ważkie, trudne pytania, a nawet udziela na nie bardzo nieprzyjemne dla wszystkich zainteresowanych odpowiedzi, ale wcale nie ma się wrażenia, jakoby „Wypędzony” polegał na umartwianiu się, biczowaniu i ogólnie ran rozdrapywaniu. Sztuką jest tak postawić sprawę, aby czytelnik spróbował pójść rzuconym tropem. Aby się zastanowił. Aby rozważył za i przeciw. Niekoniecznie zaś, aby trzasnął książką o ścianę i sięgnął po alternatywę w okładce Harlequina. Niewykluczone, że Jackowi Inglotowi w „Wypędzonym” rzecz ta się powiodła.

Może nawet powiodła się aż nazbyt dobrze, bowiem po zamknięciu powieści w pamięci nie pozostaje fabuła jako taka. Nie oznacza to, że nie trzyma się kupy, wręcz przeciwnie: doczepić się do niej nie wypada. Ewentualnie poza tym jednym drobiazgiem: że przelatuje przez umysł jak pocisk z panzerschrecka przez dyktę. Zapewne rolą fabuły było stworzenie jedynie wiarygodnego pretekstu dla rozwinięcia opowieści o wypędzeniach i o skomplikowanej sieci wojennych przewin. Jeśli tak, to misja została wykonana. „Wypędzony” to interesująca propozycja dla tych czytelników, którzy lubią od czasu do czasu na motywy potencjalnie oczywiste i jednoznaczne spojrzeć z nowej perspektywy.

ilustracja_autorWojciechMajczyk

17 thoughts on “Recenzja książki „Wypędzony” Jacka Inglota

  1. A ja czekam na wywiad. Mam nadzieję, że będzie, jak zawsze u Was, naprawdę interesujący.
    Odnośnie Wrocławia, piękne miasto, chyba wiele osób tam ciągnie….:-)

    • wywiad lada dzień zawiśnie na Qfancie, u nas pewnie do świąt. Inglot miał gadane i prawił sensownie, więc zachęcam 😉

  2. Pingback: Wywiad z Jackiem Inglotem | onibe

Dodaj komentarz